We wrześniu mija 84 lata od spalenia mieleckiej synagogi wraz z kilkudziesięcioma modlącymi się w niej Żydami. Była to pierwsza masowa zbrodnia na społeczności żydowskiej podczas II wojny światowej.
Rocznicę tego wydarzenia upamiętniono uroczystością przygotowaną przez grupę Mayn Sztetle Mielec , a w której udział wzięli także młodzież z Zespołu Szkół Technicznych w Mielcu, mielczanie oraz przedstawiciele Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego. Swoją obecność zaznaczył na niej mieszkający na stałe w USA, potomek mieleckich Żydów, Scott Gentzer.
Mówi Piotr Puchta z Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego.
To właśnie 13 września 1939 roku w synagodze mieleckiej tego dnia było wielu Żydów obchodzących wigilię Nowego Roku, czyli święta Rosz Haszana, które jest jednym z najważniejszych świąt w tradycji żydowskiej. Niestety, dzień ten dla nich nie stał się radosną wigilią.
Pamięć o tym wydarzeniu jest wciąż żywa dzięki osobom, które pielęgnują tę pamieć zaznacza dyrektor Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego.
Przed wybuchem II wojny światowej w Mielcu mieszkało ponad 5400 Żydów, w tym uciekinierzy z Niemiec, Austrii, Czechosłowacji i Wolnego Miasta Gdańska, zaś w Rzochowie – ponad 1900.
W przeddzień święta Rosz ha-Szana, 13 września 1939 r., Niemcy zajęli Mielec. Zaraz po wkroczeniu do miasta spalili żywcem ponad 80 osób w miejscowej synagodze i rzeźni rytualnej, a 22 rozstrzelali na lotnisku w Berdechowie. Rozstrzelani byli uciekinierami z Dąbrowy Tarnowskiej, Tarnowa i Żabna. W tym dniu spalili też dwa inne domy modlitwy. W miejscu synagogi w Mielcu stoi obecnie pamiątkowy obelisk.
Tomasz Łępa