Siedemdziesiąt dwie osoby wzięły udział w II Sandomierskim Dyktandzie „z jajem” zorganizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Sandomierzu.
Mówi dyrektor biblioteki Wojciech Dumin:
Dyktando dla pierwszej kategorii wiekowej napisała Grażyna Milarska, zaś dla starszych uczestników Danuta Paszkowska, która podzieliła się z nami historią tworzenia tekstu tegorocznego dyktanda:
Wśród uczestników znalazł się programista baz danych z Tarnobrzega – Aleksander Koper, który w sandomierskim dyktandzie brał udział po raz drugi:
Pierwszy raz w Sandomierskim Dyktandzie udział wzięła Amelia Makowska z Sandomierza:
Tytuł Mistrza Ortografii otrzymali: Maciej Niezgoda (w kategorii od 10 do 15 lat) oraz Agnieszka Buczkowska (w kategorii od 16 lat i dorośli).
Patronat medialny – Radio Leliwa.
Joanna Sarwa
DYKTANDO
w kategorii szkoła podstawowa dla uczniów klas IV-VI
Siajniaziasty ćwalantaj
Zaszumiały nadwiślańskie krzaki, pochyliły się trzciny nad wartkim nurtem Wisły. Od starorzecza powiało lekko nieświeżym powietrzem. Zaskrzypiała spróchniała staruszka wierzba. Pochowały się kłótliwe sówki, a odważna przepiórka czyściła swoje piórka. Nieopodal, spłoszone nieznanym chrobotaniem, młodziutkie wiewiórki czmychnęły na brzozę. Znad Gór Pieprzowych wychynęło bladożółte słońce. Spod mostu cichutko, prawie bezszelestnie, wysunął się dubas. Łódź pruła prosto do brzegu, by jak najszybciej zacumować. Budził się bezchmurny dzień. Wróżono bajeczny weekend i niezwykłą majówkę. Tylko dla kogo? Dla serialożerców?
Dla turystów ze wszystkich stron Polski i świata. Z Mazowsza i Kaszub, z Pszczyny i Dzierżoniowa co roku zjeżdżają przybysze, by zobaczyć historyczny gród. Włóczykije nawet z Nowego Jorku i Paryża. Podróżnicy z Anglii, Angoli, Australii, Szwecji tłumnie niczym huragan lub jak tatarska horda przemierzają wzdłuż i wszerz prastare dróżki. Ba, nawet z dalekiej Azji zaglądają tu, by spojrzeć na relikty przeszłości. Będzie gwarnie, będzie harmider, wielojęzyczna wrzawa, tumult i chaos.
W okamgnieniu przeminęły andrzejki i mikołajki, Boże Narodzenie, primaaprilisowe żarty, a także Wielka Sobota ze święconką oraz śmigus dyngus. Można by teraz pomarzyć o poszwendaniu się tu i tam. Na Salve Regina, Bramę Opatowską lub zejść w głąb, do podziemi. Niestety, wszędzie będą szukać ojca Mateusza, zaczepiać każdego księdza, pytać o posterunek. Zamęczać przechodniów pytaniami: – Gdzie można zjeść dobrą pizzę, kupić frytki i hamburgera? Na szczęście sandomierzanie zżymają się, ale żarliwie zapraszają i polecają regionalne potrawy lub falafele.
Tymczasem, dopóki słońce dogrzewa, dopóty sandomierski siajniaziasty ćwalantaj marzy o słodkim obżarstwie. Słucha również hip-hopu, czatuje na popisy rycerzy i renesansowe tańce dwórek z Chorągwi Rycerstwa Ziemi Sandomierskiej. Znużony ponaddwuipółgodzinną wędrówką po sandomierskiej Starówce, po swoich ulubionych zaułkach, nagle przypomina sobie, że do wakacji blisko, tylko że lektury wciąż czekają. Chyżo bieży więc do Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Jana Długosza i pędem do swojego śpiulkolota. Niechże sczeznę! Będzie czytał.
– Halo, Jureczku, jakie nowości przyniosłeś? –spytała, chichocząc, siostra Honorcia. – „Ballady i romanse” Adama Mickiewicza! O, jeszcze coś bardziej dla mnie, czyli… „Hobbit, czyli tam i z powrotem” Tolkiena – odburknął siostrzycy Jerzy, westchnąwszy przy tym – Czemuż by nie Tolkien jak niedawno Carlo Collodi? Każdemu coś należy się, co by nie mówić.