„Gdy zaczynam malować, cały świat przestaje istnieć…”
Święta Bożego Narodzenia nadchodzą wielkimi krokami. W polskich domach niebawem będzie można podziwiać przystrojone choinki, m.in. z misternie wykonanymi, różnokolorowymi ozdobami. Co ciekawe, pierwsza część procesu tworzenia bombek choinkowych jest zbliżona do tego, który wykonuje się w hucie szkła. Do tak czasochłonnej pracy trzeba mieć talent i cierpliwość – niektóre wzory wymagają bowiem nawet kilku dni zdobienia. O procesie produkcji świątecznych ozdób oraz pasji do pracy ze szkłem mówi Agnieszka Wudz – operator laminowania i linii końcowej w Pilkington Automotive Poland Sandomierz.
Od jak dawna zajmuje się Pani zdobieniem bombek choinkowych?
Od dziecka uwielbiałam rysować i malować. Zawsze mnie to pasjonowało. Po skończeniu szkoły udało mi się zdobyć pracę w fabryce bombek choinkowych. Już wtedy chciałam się zajmować ozdobami ze szkła. Przez 11 lat pracowałam jako dekoratorka. Na samym początku przechodziłam szkolenie z zakresu dmuchania
bombek. Proces ten polega na nagrzewaniu nad palnikiem długiej, szklanej rurki i wdmuchiwaniu do niej powietrza. Pod wpływem ciepła, szkło się rozlewa i formuje się bombka. Co ważne – trzeba wyczuć odpowiedni moment, aby uzyskać pożądany kształt.
Z pewnością nie jest to łatwy proces. Jak wyglądały zatem początki Pani działalności w tej branży?
Na początku w ogóle mi to nie wychodziło. Miałam problem z uzyskaniem kulistej formy. Szkło często się przelewało, wskutek czego powstawały różne, śmieszne kształty. Z czasem nabrałam wprawy i doświadczenia. Podczas pracy w dekoratorni po raz pierwszy miałam styczność z lakierami i farbami. To wszystko było dla mnie nowe.
Powoli zapoznawałam się z arkanami tego misternego procesu, który się tam dokonywał.
Co zmieniło się na przestrzeni lat wskutek rozwoju technologii produkcji?
Kiedy zaczynałam pracę w tej branży, wiele elementów przygotowywało się metodami chałupniczymi. Mieszano na przykład mąkę ryżową, amoniak i lakier. Powstawała wówczas masa przypominająca konsystencją budyń, którą następnie nakładano
na ozdobę za pomocą pędzelka. W tej chwili na rynku dostępna jest bardzo szeroka gama produktów. Można swobodnie wybierać spośród tysięcy wzorów i kolorów. Do przodu poszła także technologia produkcji, co daje większe pole do kreatywnego eksperymentowania.
W jaki sposób z fabryki ozdób choinkowych trafiła Pani do huty szkła?
Firma, w której pracowałam zawiesiła działalność. Przez jakiś czas współpracowałam jeszcze z kilkoma firmami prywatnymi, zajmującymi się produkcją bombek, ale w końcu musiałam znaleźć dla siebie nowe zajęcie. Praca w sandomierskiej hucie była wtedy marzeniem wielu osób. Udało mi się – otrzymałam propozycję zatrudnienia. Pracuję na stanowisku operatora laminowania w wydziale zajmującym się produkcją przednich, ogrzewanych szyb samochodowych. Jest to zajęcie wymagające dużej cierpliwości, dlatego na tego typu stanowiskach często pracuje się łatwiej kobietom.
Przyznam szczerze, że zaczynając pracę prawie w ogóle nie interesowałam się rynkiem związanym z motoryzacją. Z czasem jednak zaczęłam zastanawiać się do jakich marek samochodów dedykowane są szyby składane w naszym wydziale. Obecnie zdarza mi
się czasami złapać siebie na tym, że przechodząc ulicą przyglądam się szybom w samochodach i zastanawiam się, czy któraś z nich nie była przypadkiem składana przeze mnie.
Jakie dodatkowe korzyści płyną z pasji do tworzenia tego typu ozdób?
Malowanie baniek uczy pokory. Zdarza się, że pracuję nad jedną sztuką przez parę godzin, a podczas odcinki, czyli końcowego etapu, coś idzie nie tak i cała moja żmudna praca zamienia się w stertę rozbitego szkła. To jednak mnie nie zniechęca. Bardzo lubię pracować ze szkłem. Wyciszam się i zatracam w pracy. Gdy zaczynam malować,
cały świat przestaje istnieć.